Jeżdżę więc jestem

Byłem aktywnym Instruktorem Wykładowcą PZN i Egzaminatorem SITN. Obecnie przebywam na emeryturze i nie prowadzę kursów kadrowych SITN. Moja długa kariera zawodowa dobiegła końca w 2018 roku (ze względu na wieńcówkę musiałem przerwać jazdę na nartach). Ale zostały wspaniałe wspomnienia i relacje z wyjazdów narciarskich i rowerowych. Utrwaliłem na zdjęciach i taśmie filmowej kursokonferencje, egzaminy, zajęcia narciarskie Aesculapa na Łysej Górze i nie tylko. Jak również swoje slalomy – opanowałem technikę autofilmowania i wielokrotnie zapisywałem w celu analizy stylu jazdy, wykonywane przez siebie ewolucje z PN. Aby wykonywać zadania perfekcyjnie i podtrzymywać uprawnienia (każdy IW zalicza co roku sprawdziany jazdy na czas i musi zmieścić się w określonych limitach) musiałem ciężko pracować przez okrągły rok – trenować slalom, ćwiczyć jazdę stylową, a w lecie poprawiać kondycję. Lubię podróżować, dlatego stosowałem jazdę na rowerze jako trening uzupełniający. Od maja do października byłem nieustannie w drodze… Podróże po Polsce i Europie, jednodniowe wycieczki i spacery po Jeleniej Górze, Kotlinie Jeleniogórskiej i Sudetach Zachodnich…

Ten film ukazuje narciarza, fotografa, filmowca i turystę rowerowego w jednej osobie…

Demonstrowałem z upodobaniem śmig. Przez całe lata doskonaliłem ten styl jazdy. A wzorce czerpałem (jak większość polskich instruktorów) od austriackich narciarzy. Wprowadzili oni technikę bazującą na kontr-rotacji i „grze nóg”. Zapatrzony w tych alpejczyków starałem się jeździć pięknie, elegancko. Kiedy nadeszła nowa era – carving i wprowadzono frontalny sposób jazdy na mocno taliowanych nartach (szeroko i na krawędziach), musiałem opanować nową technikę na tyle, aby skutecznie przejeżdżać swoje slalomy na współczynniki, niezbędne do prowadzenia kursów kadrowych. Jednak śmig pozostał moją ulubioną ewolucją aż do zakończenia instruktorskiej kariery.

Początkowo „deski” traktowałem jako przygodę, odskocznię od szarej codzienności, narciarstwo było moim drugim zajęciem. Szybko jednak stało się całym życiem. Ze Szkołą Narciarską i Sudeckim Klubem Sportowym Aesculap byłem związany od 1975 roku jako Pomocnik Instruktora PZN, od 1979 roku jako Instruktor PZN. W 1985 roku przeszedłem na pełny etat, pełniłem wtedy funkcję trenera narciarstwa i szkoliłem grupy sportowe. A od roku 1996 (po obronie pracy kandydata do stopnia funkcyjnego Instruktora Wykładowcy i wcześniejszego zaliczenia egzaminów z jazdy stylowej i sportowej) pracowałem jako Kierownik Wyszkolenia i prowadziłem kursy kadrowe na stopień Demonstratora i Pomocnika Instruktora PZN. Ważną częścią mojej pracy w górach (karierę IW definitywnie zakończyłem w 2018 roku) były Kursokonferencje Instruktorów Wykładowców i Asystentów, organizowane przez Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa w różnych miejscach w Tatrach i Alpach. Szkoliłem się tam (i wykonywałem zadania na rzecz Aesculapa), a w wolnych chwilach uwieczniałem zajęcia, w których brałem udział wraz z innymi IW. W latach 2000 – 2014 prowadziłem oficjalny serwis internetowy Aesculapa. Równolegle tworzyłem również galerię zdjęć i filmów o Jeleniej Górze i okolicach.

Od maja do października byłem nieustannie w drodze… Podróże po Polsce i Europie, jednodniowe wycieczki i spacery po Jeleniej Górze, Kotlinie Jeleniogórskiej i Sudetach Zachodnich… Ten film stanowi swoisty kalejdoskop wydarzeń z mojego życia

Moja przygoda z narciarstwem zaczęła się w 1959 roku, kiedy to mój Tata zabrał mnie na zawody narciarskie, które organizował na Smogorni w okresie istnienia klubu “Stal” Cieplice. Pierwszych nart nie pamiętam. Zachowało się jednak zdjęcie z roku 1961, na którym widać inne narty, niesamowicie długie, z wiązaniami typu “Kandahar”. Stanisław Rażniewski (który był dla mnie wzorem sportowca i miłośnika gór), zaszczepił we mnie bakcyla wędrówek po leśnych ostępach. Za młodych lat potrafiłem wieczorową porą iść z nartami na plecach, po pas w śniegu do Chaty Smogorni, by poćwiczyć slalom w kotle “na podchodzeniu”. Klimat tych zimowych spacerów po górskich zboczach był wyjątkowy. I były bardzo romantyczne noclegi; Srebrny Potok grzmiał nieustannie, usypiając do snu. Spało się na piętrowych pryczach. Od strony kuchni dobiegały odgłosy strzelania palonego drewna. Rano, po przebudzeniu i wygrzebaniu się z ciepłego śpiwora ze zdumieniem patrzyłem na zamarzniętą wodę w garnku na zimnym już piecu. Przeżycia związane z pobytem w tym miejscu były tak silne, że wspominam te chwile do dziś.

Podobne wyprawy narciarskie urządzałem sobie do innych kotłów i nisz karkonoskich. Jeździłem po stokach slalomowych, zaliczanych kiedyś do jednych z najpiękniejszych (jeśli chodzi o położenie) i najtrudniejszych w Polsce. Nie zapomnę wspaniałych letnich wypadów pod Łabski Szczyt, do Wielkiego Żlebu Slalomowego nad Samotnią, w Śnieżne Kotły. Spędzałem dużo czasu w tych miejscach. Do dziś są one dla mnie jedyne, urokliwe, niepowtarzalne, magiczne. Śnieg utrzymuje się tam bardzo długo, aż do lata. Zalega w mniejszych czy większych łatach. To właśnie moje “chwilodowce”. Zaliczyłem na nich wiele skrętów – śmigów w maju, czerwcu a nawet w lipcu. “Chwilodowce” były dostępne dawno temu.

Po latach znowu wróciłem na Smogornię. Pojechałem tam rowerem i część drogi niosłem go na plecach, ostatni odcinek do chaty jest po prostu nieprzejezdny. Siedziałem na ławeczce i zadumałem się nad przeszłością tych okolic. Wyłoniły się sylwetki narciarzy jeżdżących tu kiedyś. Pamiętam spacery wraz z rodzicami do Chaty Smogorni. Ognisko, wielkie drzewo niedaleko wejścia, zawody narciarskie w kotle… Pozostał sentyment i świadomość ogromu pracy, jaką włożono w remont budynku (dźwigano na plecach worki z cementem). Mój tata przeprowadził setki treningów na “klubowym” stoku slalomowym. Kiedyś miejsce to tętniło życiem, funkcjonował na Smogorni wyciąg narciarski.